Jest wieczór i nareszcie się ochłodziło. Siedzę sobie w ogródku przy filiżance czarnej herbaty z dodatkiem żurawiny. Sięgam wspomnieniami do handlu w czasach PRL-u, jakże innego handlu niż dzisiejszy.
Wtedy to przeszło 90% sklepów stanowiły sklepy państwowe i spółdzielcze, zarządzane centralnie. Z góry określona była ścieżka kariery pracownika. A wyglądała tak: młodszy sprzedawca, sprzedawca, starszy sprzedawca oraz kierownik. Pensje ustalone były centralnie przez organ państwowy i były bardzo niskie. Nie było kas fiskalnych, a dowód sprzedaży to paragon odręcznie pisany. Wszystko to ułatwiało korupcję, dlatego też sprzedawcy sami wypracowywali sobie dodatkową nieopodatkowaną pensję.
W latach 70 inaczej zwanych dekadą dobrobytu lub dekadą panowania Gierka, Polska wzięła ogromne kredyty na rozwój gospodarki ( dopiero niedawno zostały spłacone).
Zaczęły pojawiać się wymarzone towary z importu!!! Skoro brzask przed Juniorem (Domy Towarowe Centrum) gromadził się tłum ludzi. Wraz z otwarciem drzwi klienci taranowali wszystko, co stało na przeszkodzie. Cel stoisko- być pierwszym, zdobyć i kupić wymarzone spodnie, bluzkę czy sukienkę. Szczególnie dantejskie sceny działy się, kiedy „w mieście poszła plotka”, że w określonym dniu zaczyna się sprzedaż kolekcji Barbary Hoff czy też importu. Warto zobaczyć filmik z tamtych czasów.
Najlepiej miały się sklepy prywatne i bazary. Stanowiły one zaledwie kilka procent handlu detalicznego.
W Warszawie usytuowane były głównie przy ul. Rutkowskiego (dzisiejsza Chmielna) i w pawilonach wzdłuż ul. Marszałkowskiej do Świętokrzyskiej. Jakie tam były cudeńka: sukienki, rajstopy, torebki i obuwie w bardzo modnych fasonach. W sklepach państwowych buty pozbawione były fasonu, za to bardzo solidne- nie do zdarcia. Zwykle po 3 sezonie trafiały do” Domu Starców” (tak się wtedy nazywały domy opieki) lub Domu Dziecka po to, aby zrobić miejsce następnym bublom.
Obuwie z Rutkowskiego czy z Pawilonów było jak z zagranicznego żurnala tyle, że bardzo drogie (60% średniej pensji) oraz nietrwałe, przeważnie jednosezonowe. Szewcy robili również buty na miarę – i tu dopiero ceny były zawrotne. Kiedyś weszłam do znanej pracowni szewskiej przy Rutkowskiego (do dzisiaj istnieje), zapytałam o cenę i usłyszałam, że mnie na TAKIE BUTY to nie stać. Następna kategoria sklepów bardzo często odwiedzana to komisy. Mechanizm pracy komisów opiszę w następnym odcinku, a teraz zapraszam do degustacji herbaty w pięknych filiżankach.
0 komentarzy