Blog o herbacie, ziołach i nie tylko (dywagacje przy herbacie)

KATEGORIE: DIETA W CIĄŻY / DYWAGACJE PRZY HERBACIE / HERBATY / INSPIRACJE / PRZEPISY / ZADBAJ O SIEBIE

Obyczajowość w czasach PRL

sty 14, 2020 | DYWAGACJE PRZY HERBACIE | 0 komentarzy

Siedzę sobie przy bardzo dobrej herbacie „zimowa niespodzianka i  po przeczytaniu jednej z książek, którą otrzymałam od Mikołaja  „Drżące kadry – Rozmowy o życiu filmowym w PRL-u” Piotra Czerkawskiego nasuwają mi się różnego rodzaju refleksje o życiu obyczajowym w PRL.

Obyczajowość w czasach PRL

Władza, czyli Biuro Polityczne decydowało praktycznie o wszystkim, od zasad socjalistycznej obyczajowości do asortymentu towarów eksportowych. Np. czy wydać książkę  Michaliny Wisłockiej, czy może trochę ją poprawić.

Czy sprowadzić cytryny do kraju, czy wystarczy nam dobro narodowe „kapusta kiszona”, (podobno ma więcej witaminy C ) itd., itp.

W książce „ Drżące kadry” jest 13 wywiadów z największymi polskimi reżyserami, którzy zaczynali swoją karierę w PRL. Są to między innymi  Agnieszka Holland,  Jerzy Gruza, Jerzy Hoffman. Opowiadają o swojej młodości, o filmach, które nakręcili, perypetiach z cenzurą i niewiele o  legendarnych zabawach środowisk twórczych.

Tajemnicą Poliszynela jest to, że znani ludzie kultury byli „pierwszymi po bogu”. Uwielbiani przez publiczność, i tak naprawdę tolerowani przez władzę (zmieniło się to dopiero w czasie stanu wojennego). Jeżeli ktoś nie wierzy to odsyłam do kronik filmowych (głównie pierwszo- majowych).

Bohema bawiła się zazwyczaj do białego rana, oczywiście przy dużej ilości wódeczki. Ulubione miejsca to SPATiF- i  „Ściek” (klub nocny przy Grand Hotelu). Dla „cywilów” były to miejsca praktycznie niedostępne.

Zobacz również artykuł o tym, czy savoir vivre w PRL różnił się od dzisiejszego?

Savoir vivre w PRL

Kultowy basen przy Łazienkowskiej (Warszawa)

Przychodziły tam najładniejsze i najzgrabniejsze dziewczyny (częstokroć  licealistki na wagarach). Na  basenie można było spotkać filmowców, aktorów, pisarzy, poetów np. Agnieszkę Osiecką.

Bywała tam moja bardzo dobra koleżanka panna G (licealistka na wagarach). Charakteryzowała się  niezwykłą urodą, a do tego miała kibić osy i bardzo długie nogi (nazywano ją polską BB).

Opowiadała nam (koleżankom), jak to do pewnego znanego reżysera stała kolejka do …. łóżka. I ona miała ten zaszczyt być tydzień (cały!) jego kochanką.  

Dziewczyny wychodziły z założenia, że jak mają się kochać z chłopakiem mało znanym, to lepiej z bardzo znanym. „A nóż widelec” załatwi jakąś małą rólkę, epizod w filmie, albo  w spocie reklamowym, no a przede wszystkim można się koleżankom pochwalić z kim się chodzi ( nawet jeżeli tylko tydzień). Groupies tyle, że w polskim wydaniu.

Do awansu przez łóżko

Niejednokrotnie słyszało się, że ona robi karierę przez łóżko. Coś w tym było. Mężczyzna nie mieli żadnych trudności w spinaniu się po tzw. szczeblach kariery ( no chyba, że był skończonym głupcem lub działał w opozycji). Nie wierzycie? Wystarczy zajrzeć do statystyk z tamtych lat.

Nie zawieram znajomości na ulicy

Nie wiem, czy dzisiaj młodzi ludzie zrozumieliby, o co chodzi z tymi znajomościami na ulicy. W PRL  bardzo często dziewczyny były uwodzone, podrywane właśnie na ulicy.

Płeć męska miała różne sposoby np.” nie podrywam dziewczyn na ulicy ale powiedz, gdzie mogę ciebie spotkać (w domyśle klub czy kawiarnia)”. „Przepraszam bardzo, ale masz tak piękne oczy, że nie mogę się od nich oderwać, gdzie mógłbym zawrzeć z tobą znajomość” – w domyśle bliższą.

Podryw na chama, czy na marynarza

Zdarzał się też „podryw na chama”. „Pójdziesz ze mną do kina a potem do łóżka”. I co ? Albo dostał w pysk, albo i nie.

Był też sposób na marynarza. Osobnik płci męskiej właśnie wrócił z rejsu z walizką  pięknych ciuchów (pięknych na warunki socjalistyczne) i pytał,  czy pomożesz mu je sprzedać, albo – możesz  je wszystkie otrzymać – zatrzymałem się w Grandzie (znany hotel). 

Czy do Polski dotarła rewolucja seksualna?

Jak zawsze do Polski docierało wszystko z opóźnieniem, a czasami przybierało wręcz karykaturalną postać. Jedno na pewno się zmieniło, w latach 70  – dziewczyny nie bały się iść do lekarza i poprosić o środki antykoncepcyjne.

Dozwolona była również aborcja (do 12 tygodnia ciąży). Nie zdarzało się, aby ktoś martwe niemowlę przechowywał w zamrażalniku, czy w beczce. Książka Michaliny Wisłockiej „Sztuka kochania” robiła furorę.

Była też druga strona medalu dziewczyny ( szczególnie te, które wyrwały spod kurateli rodzicielskiej) sypiały z przypadkowo  napotkanymi chłopakami. Niestety, nie liczyły się z późniejszymi konsekwencjami, a one były.

Hipokryzja czy demencja

Jakiś czas temu spotkałam  koleżankę z którą razem dorastałam. Zapytałam co u niej słychać, dawno się nie widziałyśmy. Odpowiedziała załamanym głosem, że  ma problem bo córka jest w ciąży. Byłam pewna, że ciąża jest zagrożona. Ależ nie, chodziło o to, że zaszła w ciąże przed ślubem. No cóż odpowiedziałam, albo jesteś hipokrytką,  albo masz  zaawansowaną demencję. Tak to z pamięcią bywa. Kiedy widzę starsze panie protestujące przeciwko złagodzeniu ustawy aborcyjnej, albo walczące o zaostrzenie ustawy, zastanawiam się ileż ciąż te panie usunęły.

I to by było na tyle.

Ps.
Nie wiem, czy dla młodego pokolenia absurdy socjalizmu są  zrozumiałe. Warto zobaczyć film Jacka Bromskiego „Bilet na Księżyc”, a później dopytać o szczegóły rodziców, czy też dziadków.


0 komentarzy

Wyślij komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *