Piję z pięknej filiżanki wykonanej z porcelany Bone China (bardzo dobra porcelana) herbatę Rooibos. Herbata ma smak inny od pozostałych, niezwykle ciekawy, trochę cierpki.
Jest polecana szczególnie kobietom w ciąży. Nie zawiera teiny ani garbników i ma właściwości uspokajające, zapobiega mdłościom i co ważne zawiera żelazo. Właściwie można ją pić w nieograniczonych ilościach.
Ustalając bardzo niska pensję sprzedawcy, dawało się też możliwość nieopodatkowanego dodatkowego dochodu. Na czym zarabiały sklepy w PRL-u?
Tak jak napisałam w poprzednim odcinku następna kategoria sklepów bardzo chętnie odwiedzana przez klientów to komisy (były to również sklepy państwowe). W komisach nie sprzedawano rzeczy używanych. Na półkach leżały artykuły przywożone z zagranicy, przez marynarzy, pracowników LOTu, kierowców, konduktorów jeżdżących na trasach zagranicznych. Jednym słowem dostawcami byli ci, którzy z jakiegoś powodu mogli przekraczać granicę Polski.
Na półkach leżały towary zagraniczne (magiczne słowo) w bardzo wysokiej cenie. Dostać się tam do pracy bez koneksji to „marzenie ściętej głowy”- niemożliwe. Personel komisu zarabiał przede wszystkim na marży. Przykładowo dostawca wstawiał 20 bluzek. Na dokumencie dostawy wpisywano 10.
Po sprzedaży każdej bluzki w jej miejsce wstawiano następną niezarejestrowaną. Przypominam, że w czasach PRL-u sklepy nie wiedziały co to są kasy fiskalne i VAT. Dowodem zakupu był paragon wypisywany ręcznie.
Kolejne sklepy, gdzie współpraca dostawcy i sprzedawcy była bardzo efektywna – to sklepy, do których towar dostarczali rzemieślnicy. Np. torebki skórzane, paski, abażury etc. Mechanizm był taki sam. Na dowodzie dostawy widniała symboliczna liczba, a w rzeczywistości sprzedawano tyle ile się dało.
Można zapytać, czy nikt tego procederu nie kontrolował. W każdym przedsiębiorstwie handlowym istniał dział kontroli. Tyle, że każdy zainteresowany wiedział, kiedy do niego przyjdzie „kontrol” i odpowiednio do tego się przygotowywał, czyli wywoził nadmiar towaru ze sklepu.
Jeszcze jednym źródłem nieopodatkowanego zarobku były, tzw. szkody transportowe i ubytki towarowe. Każdy dostawca zgodnie z obowiązującymi przepisami przeznaczał określony procent dostawy na powyższe szkody i ubytki. Na przykład szkło mogło się zbić w określonym procencie, mąka rozsypać etc. Czy wszystko się tłukło, rozsypywało? Nie, ale w protokołach na ogół widniało 100 % wykorzystania przeznaczonej sumy. Podział zysku następował między sprzedawcą a pracownikiem kontrolującym ( w większości przypadków).
Nie bez powodu mówiło się, że Polak wydaje dwa razy więcej niż zarabia.
0 komentarzy